Najbardziej malownicze są zbocza dawno wygasłego wulkanu Rano Raraku, a wizyta w tym kamieniołomie pozwala docenić ogrom pracy, którą wkładano niegdyś w wyciosanie i przetransportowanie każdego posągu na wyspie. To właśnie z jego porowatej skały wycinano kamiennymi siekierami olbrzymy. Kiedy patrzy się na wulkan z dużej odległości nie można się domyślać, że punkciki rozrzucone na trawiastych zboczach to porzucone przed wiekami posągi.
Z nieznanych przyczyn (bunt?) pewnego dnia robotnicy przerwali katorżniczą pracę w kamieniołomie. Już z daleka widać, ze wulkan ten różni się od innych tutejszych wulkanów, które maja idealnie stożkowe kształty i równe zbocza. Rano Raraku jest poszarpany, nierówny, jakby rozerwany na pol. Dopiero podjeżdżając bardzo blisko dostrzega się, co jest tego powodem - góra jest "wybrakowana", ponieważ wykuto z niej moai.
Waga kolosów dochodziła nawet do stu ton! A wiedzie trzeba, że mieszkańcy Rapa Nui używali do ich obróbki jedynie narzędzi z obsydianu - twardego, szklistego kamienia wydobywanego z wygasłych wulkanicznych kraterów. Nie znali koła i tajemnicą pozostaje, jak kamienne kolosy wędrowały z kamieniołomu na wybrzeże. Jedna z teorii sugeruje, że używano do tego celu rodzaju kroczącego dźwigu, pod którym w pozycji poziomej podwieszony i następnie przesuwany krokami był posąg. Ustawianie posągów do pozycji pionowej na wybrzeżu odbywało się - według innej teorii - przez podsypywanie pod figurę z jednej strony coraz wyższej warstwy skalnego gruzu. Po ustawieniu posągu powstałą w ten sposób górkę usuwano. Zaś kapelusze pukao od początku przywiązane były do głowy posągu.
Rzeźbienie, transport i ustawianie posągów było gigantycznym przedsięwzięciem. Ustalono, że wykonanie dużej rzeźby zajmowało 30 mężczyznom około roku. Przód i boki posągu wykonywano w kamieniołomach. Dopiero potem oddzielono go od skały i zsuwano do jamy, aby rzeźbiarze mogli wykonać plecy. Następnie przywiązaną do płóz rzeźbę przeciągali na ostateczne miejsce, czasem odległe aż o 6 kilometrów. Taki transport zajmował 90 mężczyznom około dwóch miesięcy czasu.
Wieńczący posąg "kapelusz" zwany pukao zabezpieczano przywiązanymi do głowy belkami. Budowany pod posągiem kopiec z kamieni stopniowo go unosił. Kiedy osiągnął odpowiednią wysokość, aby usprawnić unoszenie, pod głowę figury wsuwano belkę. Gdy posąg stał już prawie pionowo, do głowy mocowano liny, za pomocą, których wciągano go na miejsce. Po ustawieniu posągu zdejmowano płozy i liny.