• nowe-1.jpg
  • nowe-3.jpg
  • nowe-5.jpg
  • nowe-10.jpg
  • nowe-14.jpg
  • nowe-22.jpg
  • nowe-23.jpg
  • nowe-25.jpg
  • nowe-27.jpg
  • nowe-28.jpg
  • nowe-31.jpg
  • nowe-37.jpg
  • nowe-38.jpg
  • nowe-41.jpg
  • nowe-43.jpg
  • nowe-45.jpg
  • nowe-48.jpg
  • super-foto-5.jpg
  • super-foto-6.jpg
  • super-foto-7.jpg


Nawet, jeżeli pod względem rozmaitości bhutańska kuchnia nie zalicza się do najsłynniejszych kuchni świata, to jednak jest niezwykle interesująca. Przyjechać do Bhutanu i nie skosztować lokalnych specjałów, to pozbawić się godnych pamięci wspomnień. W ostatnich latach przemysł hotelarski dokonał wielkiego wysiłku, by wyszkolić miejscowych kucharzy, którzy dostosowali bhutańska kuchnię do zachodniego gustu. W hotelach posiłki są wydawane przy bufetach, które oferują dania indyjskie, chińskie, zachodnie i bhutańskie, a potrawom tym zawsze towarzyszy ryż.

By w pełni docenić prawdziwą bhutańska kuchnię, trzeba spełnić trzy warunki: lubić paprykę, tłuszcz z mięsa i suszone mięso. Ale spokojnie, znajdą się też dania warzywne, które nie zawierają tych dwóch ostatnich składników, jednak papryka pod rozmaitą postacią jest wszechobecna. Narodowe danie hemadatsi to wyłącznie papryka (hema) - jako warzywo, a nie przyprawa -w sosie serowym (datsi). Dzisiaj typowy bhutański posiłek składa się z góry ryżu (jedna osoba zjada dziennie około jednego kilograma ryżu) i dwóch lub trzech rodzajów ragout, a ilość tych ostatnich wzrasta wraz ze statusem rodziny.

Bhutańczycy jedzą biały lub czerwony ryż. Ten drugi to szczególny gatunek, choć nie jest tak do końca ryżem. Obecnie ryż jest podstawowym pożywieniem w całym kraju, ale jeszcze niedawno w Bumthangu jedzono głównie grykę, a dokładnie placki gryczane (kule, kepthang) lub kluski gryczane (puta), natomiast we wschodnich regionach królowała kukurydza. Świeży topiony ser (datsi) jest podawany jako sos do rozmaitych warzyw, a szczególnie do ziemniaków, grzybów, szparagów i liści paproci. Bhutańczy uwielbiają bardzo ostrą paprykę, więc przed spróbowaniem nieznanych dań warto spytać, czy są bardzo ostre i spróbować niewielką porcję.

 

W hotelach i restauracjach gotujących dla turystów większość dań nie jest tak ostra jak dla Bhutańczyków. Znają oni bardzo dobrze znają las i szeroko korzystają z jego owoców. Jedzą liście paproci, bambus, grzyby (najbardziej znane są kurki i szilake), taro, ignamy, słodkie ziemniaki, dziką fasolę, pączki kwiatów bananowca, a nawet orchidee i suszone algi rzeczne. Oprócz dań, którym towarzyszy sos serowy, większość potraw polewanych sosem zawiera trochę mięsa, a nawet małe kości. Ulubionym mięsem Bhutań-czyków z północy jest mięso z jaka, wieprzowina, wołowina, a także kurczak, natomiast na południu spożywa się raczej baraninę. Podawane jest mięso zarówno świeże, jak i suszone.

Z wyjątkiem lata, w Bhutanie często można zobaczyć suszące się na sznurze lub w oknach pasy mięsa. Tłuszcz z wieprza jest niezwykle ceniony i po hemadatsi, drugim daniem pod względem popularności jest z pewnością phagszapa - wysuszone pasy tłuszczu z wieprza, ugotowane jako ragout z rzodkiewką lub rzepą i suchą papryką.

Jajecznica lub jajka gotowane z masłem to główny składnik goudoma - bhutańska sałatka składająca się z papryki, świeżego sera, pomidorów i drobno posiekanej cebuli, należy również do popularnych potraw. Rzadko jada się świeżą rybę, ponieważ ze względów religijnych połowy praktycznie tutaj nie istnieją. Jednak pochodząca z równin suszona ryba jest mieszana z papryką i stanowi cenioną potrawkę.

Małe kawałki wątroby obsypane papryką w proszku, płuco faszerowane owocem jesionu kolczastego (lub pieprzem syczuańskim), który jest szczególną odmianą pieprzu (Xanthoxylium alatum), stopy świń i czarna kiełbasa faszerowana papryką to specjały, których turysta prawdopodobnie nie będzie miał okazji spróbować.

Pulpeciki ryżowe, jedzone zawsze prawą ręką, należy zanurzać w ragout lub jeść na przemian z kawałkami mięsa lub warzyw. Ryżu nigdy nie miesza się z pozostałymi daniami. Ostra papryka sprawia, że często szczypie nos i oczy, ale to tylko znak, że posiłek został należycie przyprawiony. Zgodnie z tradycją nie serwuje się deserów, a owoce zajada się między posiłkami. Słodycze praktycznie tutaj nie istnieją, wyjątek stanowią kabze - suche racuszki o różnych kształtach, które przygotowuje się na święta.

Ryż smażony (zao), miażdżony (sip) lub miażdżona kukurydza (gezasip) są podawane z herbatą, jako aperitif lub do śniadania. Ziarna możemy jeść na sucho albo moczyć w herbacie. Herbata uchodzi za najbardziej powszechny napój, ale zdziwić może fakt, że w niektórych wschodnich i środkowych częściach kraju najbardziej popularnym napojem jest alkohol zwany ara. Istnieją dwa rodzaje herbaty: seudja -herbata z masłem i solą oraz nadja - herbata z mlekiem i cukrem - wszystko jest gotowane razem na sposób indyjski. Jeżeli mamy ochotę na czarną herbatę, warto zamówić pikę. Herbatę jaśminową (czinta) i herbatę zieloną można znaleźć tylko w Thimphu. Kawa, czy raczej Nescafe, to napój nowy i takiego luksusu nie należy spodziewać się w wiejskich domach.

Picie czystego mleka jest również nowym i niezbyt rozpowszechnionym zwyczajem. Od najdawniejszych czasów mleko było przetwarzane na masło lub ser. Niewielki okrągły świeży ser, który możemy kupić na targu, wyłącznie jako składnik sosu i nigdy nie jest jedzony na surowo. Innym gatunkiem sera jest czurpi. To białe kosteczki nawleczone na sznurek, a całość wygląda niczym różaniec. Jest to bardzo twardy ser (suszony na słońcu), wytwarzany w regionach, gdzie żyje mnóstwo jaków. Zajada się go między posiłkami, ale uwaga: może okazać się niebezpieczny dla niehimalajskich zębów! Kosteczki są bardzo twarde i w żadnym wypadku nie należy ich gryźć, lecz raczej ssać i to przez parę godzin, choć nie mają wiele smaku.

Ostatni rodzaj sera, który jest zarazem najbardziej pożądanym, bo rzadkim, pochodzi ze wschodniej części Bhutanu i jest nazywany seudeu. Jest to masa, którą sprzedaje się w skórzanych bukłakach. Jego intensywny zapach i mało pociągający wygląd zainteresuje pewnie tylko Francuzów miłośników roqueforta czy korsykańskich serów. Seudeu nie je się na surowo, ale w niewielkiej ilości dodaje się go do bulionu, dzięki czemu powstaje wyśmienita zupa.

Spośród tybetańskich specjałów rekordy popularności biją momo - małe pierogi z mięsem, warzywami lub serem. Jest też zupa podawana z kluskami zwana thukpa, która zawsze znajdzie swoich amatorów, zwłaszcza zimą. W Bhutanie jada się także szahalc, czyli paszteciki z farszem mięsnym, a także dużo rzadziej spotykane trimomo kawałki chleba pieczonego na parze, podawane z zupą.

Tradycyjny posiłek nie może zakończyć się bez ofiarowania tzw. domy. Dorna to tytoń do żucia (betel lub areka), lecz w Bhutanie pełni on znacznie większą rolę niż środek wspomagający trawienie. Ofiarując komuś domę, okazujemy mu przyjaźń, jest to znak naszej gościnności. Oczywiście można kupić gotowy już tytoń w małych papierowych rożkach, jednak jego miłośnicy przygotowują go sami, a to wiąże się z prawdziwym rytuałem: najpierw wyciągamy liść z pudełka lub kieszonki. Oglądamy go z każdej strony, czasem czyścimy, pocierając o ubranie. Następnie z tego samego pudełka wyciągamy orzech areki, który został już uprzednio wyłuskany. Posługując się orzechem jako łyżką, nabieramy trochę masy wapniowej z drugiego pudełka, dokładnie taką ilość, jaką lubimy, potem rozcieramy ją na liściu, kładziemy orzech, zwijamy liść i ofiarujemy tytoń drugiej osobie lub sami się nim rozkoszujemy.

Pomijając względy społeczne, doma to substancja trująca w takiej samej mierze, co zwykły tytoń i powoduje szkodliwe skutki: utrata smaku, podrażnienie gardła, psucie zębów i dziąseł, rak gardła i żołądka, wrzody, nie mówiąc już o tym, że szkodliwie wpływa na cerę i wywołuje nieprzyjemny oddech. Rząd stara się obecnie ograniczać używanie domy, a młode pokolenia spożywają jej coraz mniej.

We wszystkich większych sklepach możemy po przystępnej cenie kupić różnorodne marki indyjskiego i bhutańskiego piwa (Red Panda i 1100), podobnie jak produkowane w Bhutanie whisky, dżin i rum. Zdaniem koneserów, whisky jest całkiem niezłe. Nie ma tutaj wina, za to istnieją miejscowe alkohole: ara, czang, jednak warunki ich wytwarzania pozostawiają często wiele do życzenia. Gorzelnia w dolinie Bumthangu wytwarza po bardzo przystępnych cenach wino jabłkowe, cydr, jabłkową i brzoskwiniową wódkę, która kojarzy się ze sznapsem. Woda mineralna jest również dostępna.